Spory towarzyszą ludzkości od samego jej początku. Każdy z nas jest inny, ma swoje potrzeby i dążenia, a że ilość dóbr jest ograniczona to cóż… rodzą się konflikty. Moja nauczycielka historii ze szkoły podstawowej mawiała, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze lub kobietę. Mimo, że to stwierdzenie może wydawać się dużym uproszczeniem, to jednak wiele wojen – jeśli nie wszystkie –  tak się właśnie zaczęło. I choć pierwsze konflikty były na pewno rozwiązywane w sposób siłowy, to obecnie – choć nie zawsze – staramy się rozwiązywać je pokojowo. W końcu po to powstały sądy.

Dzięki uprzejmości redakcji Home&Market publikujemy cały felieton naszej prezes.

Ostatnimi czasy napięcie wokół sądów powszechnych w Polsce się zagęszcza. Niedawno Sąd Najwyższy podjął uchwałę dotyczącą sędziów rekomendowanych przez nową Krajową Radę Sądownictwa, mówiącą o tym, że po 23 stycznia 2020 r. będzie można podważać wydane przez nich wyroki i orzeczenia, wskazując na nieprawidłowo obsadzone składy sędziowskie. Chodzi o niemal 400 sędziów, którzy orzekają w całej Polsce. Nie trzeba być jasnowidzem, by wiedzieć, co to oznacza dla zwykłych obywateli – chaos, niepewność i zmniejszenie zaufania do instytucji sądownictwa. Jeszcze przed tą uchwałą nie było „różowo”, ale teraz? A co w tym momencie mają zrobić właściciele firm? Zanim zapadło to orzeczenie media informowały, że przedsiębiorcy coraz częściej uciekają przed sądami powszechnymi. Podobno w zawieranych z kontrahentami umowach często umieszczają oni zapisy, według których sądem właściwym do rozpatrzenia ewentualnych sporów będą sądy arbitrażowe. To postępowanie oczywiście warto pochwalić – bo arbitraż to często najszybsze i najtańsze rozwiązanie sporu dla przedsiębiorcy. Ale, ale – w tych umowach jest często zastrzeżenie, że mają to być sądy polubowne znajdujące się poza Polską. Po uchwale Sądu Najwyższego prawdopodobnie „niechęć” do polskich sądów jeszcze bardziej się nasili. A to już nie brzmi zbyt optymistycznie.

Nic zresztą dziwnego, że biznes ucieka, skoro nie można być pewnym zapadających wyroków. Przedsiębiorców do polskich sądów powszechnych zniechęca także wysokość opłat sądowych, która w ostatnim czasie znacząco wzrosła. A przecież koszt postępowania to nie tylko wysokość opłaty od pozwu! Sprzymierzeńcem nie jest także czas – zwłaszcza dla przedsiębiorców będących w sporze sądowym. Lata niepewności w oczekiwaniu na wyrok, piętrzące się zaległości finansowe – dla wielu firm może to oznaczać koniec działalności.

Alternatywną dla sądów powszechnych są sądy arbitrażowe. Arbitraż może być bardzo korzystny, zwłaszcza dla przedsiębiorców. Tu postępowania są jednoinstancyjne, poufne, trwają znacznie krócej, niż te prowadzone przez sądy powszechne, co w konsekwencji czyni je tańszymi. Bo szybkość postępowania pozwala zminimalizować straty związane z prowadzeniem działalności gospodarczej. Do tego postępowanie przed sądem arbitrażowym ma zawsze element koncyliacyjny i nie prowadzi do takiego antagonizowania stron, jak to ma miejsce w sądownictwie powszechnym. Bo arbitrzy orzekając mają na uwadze, że za chwilę strony sporu będą podpisywały kolejny kontrakt.

Arbitraż ma więc wiele zalet, a wybitnych arbitrów nie trzeba szukać za granicą. W kraju mamy bowiem prężnie działający stały sąd polubowny. Sąd Arbitrażowy przy Krajowej Izbie Gospodarczej – pod względem liczby spraw i ich znaczenia – jest liderem wśród sądów polubownych w Polsce i jednym z głównych sądów arbitrażowych w Europie. Każdego roku do SA KIG wpływa 150-200 spraw. Około 20 proc. z nich ma charakter międzynarodowy. Przez cały okres swojego istnienia w sumie SA KIG zbadał kilka tysięcy roszczeń.

Arbitraż – szczególnie teraz – w wielu przypadkach jest najlepszym rozwiązaniem. Nie da się ukryć, że dla biznesu każdy długotrwały konflikt to strata – czasu, pieniędzy, zaangażowania. Po co więc ryzykować, że nasza sprawa będzie wymagała ponownego rozpatrzenia? Po co też szukać pomocy za granicą, skoro na miejscu mamy odpowiednich ekspertów?

źródło: Home&Market