O kulturotwórczych i politycznych, czasem mało znanych a bardzo ważnych dla polskiej historii dokonaniach księcia biskupa Ignacego Krasickiego, jak również o własnej twórczości, opowiada w ekskluzywnym wywiadzie Tadeusz Cegielski, historyk, profesor Uniwersytetu Warszawskiego specjalizujący się w dziejach kultury epoki nowożytnej oraz XIX wieku, pisarz, autor kilkuset artykułów, scenariuszy telewizyjnych, wywiadów, uniwersyteckich i publicznych wykładów w kraju i na świecie, w latach 2000–2003 wielki mistrz Wielkiej Loży Narodowej Polski.

Korzystając z wszechstronnej wiedzy Pana Profesora chciałbym porozmawiać o księciu biskupie Ignacym Krasickim, zwanym „księciem poetów polskich”. Zacznę jednak od pytania, jak Pan wspomina swój autorski wieczór, który odbył się w czerwcu minionego roku w warszawskiej Galerii Delfiny?

Wspominam bardzo dobrze. Od razu jednak powiem, że nie był to mój pierwszy kontakt z Galerią Delfiny. Wcześniej miałem przyjemność uczestniczyć w imprezie o zamkniętym charakterze, zorganizowanej przez rocznik studentów Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego, na którym studentem, również moim, był Ignacy Krasicki. Poprzez Ignacego poznałem jego brata Kacpra, ale pierwotnie znajomość zawarłem właśnie z młodszym bratem. Moi dawni studenci uznali, że 30 lat od momentu rozpoczęcia studiów jest znakomitą okazją do spotkania w Galerii.

I był to naprawdę ciekawy wieczór, gdyż nie tylko poświęcony wspominkom i retrospekcji. Oto młodzi ludzie ukończyli studia, poszli w świat, zaczęli robić kariery, takie czy inne, także rządowe: w spotkaniu uczestniczyła nawet pewna pani wiceminister. Krótko mówiąc, „przestali się dobrze zapowiadać” – jak Starsi Panowie z nieśmiertelnego kabaretu. Padła wówczas propozycja, żeby zorganizować w Galerii mój autorski wieczór w ramach cyklu wirtualnych, na żywo streamowanych spotkań, pod nazwą „E-spotkania z książką”.

Ustaliliśmy, że tematem wieczoru będą zarówno moje już wydane kiedyś powieści, plany literackie, ale także plany naukowe, jako że lubię „grać na dwóch fortepianach”. Z jednej strony prowadzę badania naukowe, z drugiej ciągnie mnie do literatury. To są różne środki wyrazu, różne i komplementarne zarazem sposoby opisywania i interpretowania świata – dawniej i dziś. Można być i poetą, i zarazem malarzem. I tak jest w moim wypadku. O wielu sprawach nie mógłbym opowiedzieć jako historyk, który musi zachować wszystkie rygory metody naukowej. Za pośrednictwem literatury mogę się o wiele swobodniej wypowiedzieć. Szczególnie atrakcyjną formą literacką okazał się kryminał. Łączy on walory literatury współczesnej, z jej krytyką spraw społecznych, politycznych itd., z możliwościami, jakie daje powieść historyczna – jak w przypadku moich tekstów. Autorskie spotkanie w Galerii wspominam więc bardzo dobrze, podobnie jak redaktora Łukasza Zaperta, który poprowadził je niezwykle profesjonalnie.

Cykl „E-spotkań z książką” zorganizowała Fundacja im. XBW Ignacego Krasickiego. Czy organizowanie spotkań, również w okresie pandemii, z poczytnymi pisarzami i innymi osobami wartymi poznania, można uznać za nawiązanie do kulturotwórczej pracy biskupa Krasickiego?

Pewnie tak, choć jak mawiają Francuzi, toutes proportions gardées. Przy całym szacunku dla Fundacji, aktywność biskupa warmińskiego, a po trzecim rozbiorze Polski arcybiskupa gnieźnieńskiego, była zakrojona na niesłychanie szeroką skalę. Tu musimy od razu powiedzieć, że aktywność ta, poza Warmią, była rozpięta między dwoma monarszymi dworami. Biskup był w zażyłych stosunkach ze Stanisławem Augustem Poniatowskim, któremu zawdzięczał sakrę księcia-biskupa warmińskiego. Z drugiej strony zaprzyjaźnił się z osobą, z którą trudno było nawiązać więzy przyjaźni, a mianowicie z królem pruskim Fryderykiem II, nieprzypadkowo jeszcze za życia nazywanym Wielkim.

Wbrew obiegowym opiniom, Fryderyk II nie był li tylko ponurakiem, zgryźliwym i sceptycznie nastawionym do ludzi, choć takim zapamiętano go z jego ostatnich lat życia. Król miał rozległe zainteresowania, pasjonował się muzyką, potrafił prowadzić błyskotliwe rozmowy. Identycznie jak biskup Krasicki, który w dodatku miał wielki talent literacki i był osobą pełną wdzięku. A to cecha, którą niezwykle ceniono w epoce Oświecenia. Po za tym, król i biskup wysoko cenili sobie język francuski; Fryderyk posługiwał się nim na co dzień, biskup Ignacy władał równie dobrze jak polskim. Dlatego Fryderyk mógł przekonać się do biskupa Krasickiego, a było to w dramatycznych dla poety okolicznościach. Ich spotkanie miało miejsce w Elblągu, po pierwszym rozbiorze, w 1773 roku kiedy biskup tonął w długach, a monarcha okazywał mu zrazu wzgardę – choć wybaczył to, że nie złożył mu osobiście homagium jako nowemu władcy. Zauważmy, że goszcząc w późniejszych latach u Fryderyka, Ignacy Krasicki otrzymał w królewskim pałacu Sanssouci apartament zajmowany wcześniej przez Woltera, przybyłego tu na zaproszenie władcy.

W jakiejś mierze Krasicki wypełnił u boku króla pruskiego puste miejsce po Wolterze, a trzeba pamiętać o europejskiej sławie, jaką się cieszył ten ostatni. Niezależnie od swych zasług, Wolter potrafił skutecznie kreować coś, co dziś nazywamy Public Relations. Myślę, że książę biskup Krasicki także to potrafił. Sprzyjała temu jego działalność publicystyczna i kulturotwórcza; publikował poezje, dramaty, powieści, historyczne dokumenty, swoje kazania, które były małymi traktatami filozoficzno-moralnymi, wydawał wreszcie prasę i biuletyny. I nie jest przypadkiem, że kiedy zmarł w marcu 1801 r., to stało się to właśnie w stolicy Prus, za panowania kolejnego następcy Fryderyka II. Po  jego bratanku Fryderyku Wilhelmie II, władzę przejął w 1797 r. Fryderyk Wilhelm III.

Krasicki, potrafił porozumieć się z sukcesorami Wielkiego Fryderyka. Fryderyka Wilhelma II przekonał do utrzymania arcybiskupstwa gnieźnieńskiego, choć król miał zamiar je zlikwidować po trzecim rozbiorze. Miał też Fryderyk Wilhelm II na swoim koncie grabież skarbca koronnego na Wawelu – najcenniejszych insygniów królów polskich – co pokazuje, że kierował się bardziej chciwością i doraźnymi korzyściami, niż sentymentami czy dalekosiężnymi planami. Wyraził jednak zgodę na osadzenie biskupa Krasickiego na stolicy polskiej prowincji w Gnieźnie. Ten zaś jeszcze przez 6 lat mógł sprawować godność arcybiskupem gnieźnieńskim i prymasem Polski. Można więc ocenić, że Krasicki prowadził wyrafinowaną, skuteczną grę polityczną, która nie tylko jemu miała zapewnić intratne stanowisko, ale pozwoliła przynajmniej po części zachować strukturę gmachu polskiego Kościoła. Monarchowie odznaczyli Krasickiego najwyższymi dystynkcjami Królestwa Prus: Orderem Orła Czerwonego, a potem w 1798 r. Orderem Orła Czarnego.

Prowadzenie tej gry nie było łatwe w sytuacji, w której Prusy programowo likwidowały niezawisłość Kościoła katolickiego, nie tylko zresztą na terenach zaboru, ale w całym państwie. Później, po zjednoczeniu Niemiec, politykę tę realizował kanclerz zjednoczonej Rzeszy Otto von Bismarck, który tak jak pruscy władcy uważał, że Kościół katolicki stanowi państwo w państwie. Jeżeli pruscy królowie nie zrealizowali do końca swych zamiarów względem Kościoła na ziemiach zaboru, to moim zdaniem, była w tym również zasługa Ignacego Krasickiego.

Szkoda, że się o tym nie mówi, no ale wtedy należałoby przyznać, że ten wielki polski patriota był szalenie zaprzyjaźniony z pruskimi władcami – i od nich zależny. Ta zależność bywała źródłem konfliktów biskupa z Stanisławem Augustem, który jednak przebaczał „księciu poetów” i cieszył się jego wizytami w Warszawie, na które ten każdorazowo musiał mieć zgodę władcy pruskiego. Jest więc książę biskup Ignacy Krasicki bardzo atrakcyjnym patronem dla Fundacji.

A co z dorobku kulturotwórczego Krasickiego uznaje Pan za szczególnie warte przypomnienia?

Takich „ważniejszych” dzieł jest przynajmniej kilkadziesiąt. Są to powieści, fragmenty dramatów, są słynne satyry, są oczywiście bajki, są komedie, niestety nie zawsze ukończone, na przykład sympatyczna komedia „Satyryk”. Nic na aktualności nie straciła „Monachomachia”, a do historii literatury polskiej przeszła powieść inicjacyjna „Mikołaja Doświadczyńskiego przypadki”.

Dzisiaj na uwagę zasługuje jeden zwłaszcza utwór po powstały w roku 1798, trzy lata po ostatnim rozbiorze, cztery lata po upadku insurekcji kościuszkowskiej. W kraju panuje, opiszmy te nastroje jako ogólnonarodowy kac, kompletne załamanie, szczególnie widoczne w kręgach intelektualnych i politycznych elit. Przywiązane do idei Oświecenia wierzyły, że rozum może wprowadzić ład w stosunki międzyludzkie i wydźwignąć z upadku Rzeczpospolitą.

W tym czasie Krasicki napisał utwór, z gatunku tych, które się pisze powstają w momentach historycznie przełomowych, a mianowicie „Rozmowy zmarłych”, a w innej wersji „Rozmowy umarłych”. Drukowany w odcinkach w wydawanym przez Krasickiego piśmie „Co tydzień”, prezentuje intrygujące dialogi, jakie zmarli toczą między sobą na Polach Elizejskich. Wzorcem do przeprowadzenia podobnej refleksji była oczywiście starożytna literatura rzymska, choć korzenie sięgają literatury greckiej.

Owe „Rozmowy zmarłych”, niekiedy dowcipnie napisane i mające charakter satyryczny, przywołują wiele postaci. Kogóż tam nie ma! Jest Mieszko I, Bolesław Krzywousty, Kazimierz Wielki, są wybitni autorzy, tacy jak Marek Aureliusz czy Plutarch. Owe historyczne postaci wiodą ze sobą spory, a punkt widzenia autora jest zawsze ukazany w końcowym wystąpieniu jednego z bohaterów.

Jest to ważny co do przesłania utwór, w którym Krasicki zastanawia, się co mają zrobić Polacy po utracie państwa. „To co my teraz mamy zrobić?” – pyta Mieszko I już w otwierającym utwór dialogu. Tutaj Krasicki rozwija myśl przebijającą też w kolejnych „Rozmowach”: Polacy powinni przede wszystkim kultywować swój język, kulturę, literaturę, ponieważ ich egzystencja narodowa zależy od świadomości tego, kim są, od tego, czy potrafią podtrzymać to wszystko, co jest najcenniejsze w tradycji.

Trudno dziś się z tym nie zgodzić. Mało tego, aktualnie taka myśl brzmi może jak banał, ale ktoś pierwszy musiał ją wypowiedzieć! I pierwszym, który to zrobił, był właśnie Krasicki. Żeby to obecnie rządzący tak myśleli, to byłoby nam wszystkim lepiej, a na pewno już naszym dzieciom i wnukom. Ale oni o czymś innym myślą…

Przypomina się anegdota, jak to w rozmowie z członkami swojego gabinetu wojennego Winston Churchill miał zapytać, gdzie na czym należy oszczędzać w wydatkach budżetu państwa. Któryś z obecnych zaproponował, że na kulturze. – To o co my do cholery walczymy jak nie o kulturę? – oburzył się Churchill. Faktem jest, że Churchill podkreślał rolę kultury w życiu społeczeństw.

Jest to bardzo dobra puenta. Każdy mądry, dojrzały człowiek musi się z nią zgodzić. Dodam tylko, że nie wszystkie utwory Krasickiego, które powstały po upadku państwa, są dziś przywoływane, niektóre budzą kontrowersje. Przykładem utwór zatytułowany. „Powieść prawdziwa o narożnej kamienicy w Kukorowcach” z 1794 roku Tytułowa kamienica jest alegorią ojczyzny. Pojawiają się w niej bardzo zgryźliwe uwagi o Rzeczpospolitej; Krasicki ujawnił tu, że był wobec niej więcej niż krytyczny. No, ale nie wiem, o czym ja bym pisał, gdybym żył w 1794 r. i patrzył na upadek insurekcji kościuszkowskiej.

Rozmawiając o dorobku biskupa Krasickiego nie mogę darować sobie przyjemności aby zapytać o Pana plany wydawnicze. Czy możemy spodziewać się kolejnej powieści kryminalnej która porwie zarówno swoją narracją jak i wielkim bagażem wiedzy o historycznych realiach? A może przygotowuje Pan coś jeszcze innego?

Niedługo ukaże się książka, którą napisałem w stulecie polskiej Rady Najwyższej 33 i Ostatniego Stopnia Obrządku Szkockiego Dawnego Uznanego, czyli struktury zarządzającej wysokimi stopniami wolnomularskimi. Powstała wraz z Wielką Lożą „Polacy Zjednoczeni” z inspiracji Włoch we wrześniu 1920 r., tuż po rozerwaniu w sierpniu tegoż roku zaciskającego się wokół stolicy Polski pierścienia wojsk sowieckich. Niemały udział w Bitwie Warszawskiej mieli oficerowie włoscy, którzy jak major Giuseppe Stabile, ustanawiali struktury masońskie w Polsce. Wszystko za wiedzą i zgodą Tymczasowego Naczelnika Państwa, Józefa Piłsudskiego.

Jest to rocznicowa publikacja; starałem się w niej przekazać całą możliwą i nieznaną wcześniej wiedzę na temat struktur wysokich stopni oraz ich historycznej roli. Zamieściłem krótkie biografie zasłużonych osób, zwłaszcza Andrzeja Struga i Stanisława Stempowskiego, dziś trochę zapomnianych postaci, przecież niezwykłych i barwnych. Książka będzie bogato ilustrowana, wydana w eleganckiej  typograficznej oprawie pani Diany Pierścińskiej.

Pracuję już nad kolejnymi dwiema pozycjami, choć aktualnie skupiłem się na drugiej z nich, a mianowicie na moich własnych wspomnieniach. Ars longa, vita brevis – sztuka długa, życie krótkie, nie wiadomo kiedy nić naszego życia się przerwie. Doszedłem do wniosku, że przeżyłem mnóstwo ciekawych, czasem ważnych chwil, istotnych nawet z punktu widzenia historii najnowszej.

Pragnę, na przykład, opisać kulisy przyjmowania Polski do NATO, co się odbywało przy szalonym sprzeciwie dużej części senatorów Stanów Zjednoczonych. Podjęta została rozległa akcja mająca prowadzić do zmiany nastawienie Senatu USA, a ja w tej akcji uczestniczyłem. Takie zdarzenia chciałbym utrwalić i opisać, oczywiście z mojego subiektywnego, choć sprawdzalnego punktu widzenia.

W pamiętnikach znajdzie się też obszerny opis mojej przygody życia z wolnomularstwem, którą zacząłem w 1987 r., gdy znalazłem się w tajnej warszawskiej loży „Kopernik”. Oczywiście, była to przygoda niezależna od innej wielkiej przygody: mojego małżeństwa, które zaczęło się ponad 50 lat temu.

Równocześnie pracuję nad realizacją wcześniejszego przyrzeczenia, sprzed trzech lat, napisania kolejnej i ostatniej już powieści kryminalnej. Ma ona tytuł „Nafta”, i będzie powieścią historyczną z moim ulubionym bohaterem Ryszardem Wirskim. Tym razem w jego młodym okresie życia, w roku 1925 po studiach prawniczych w Warszawie i na Sorbonie.

Tłem akcji jest moja historia rodzinna, rozgrywająca się w środowisku galicyjskich naftowców, do których należał mój dziadek od strony matki. Moi rodzice uczyli się w jednej szkole: gimnazjum, a potem liceum im. Marcina Kromera w Gorlicach. To niewielkie małopolskie miasto które stały się ośrodkiem przemysłu naftowego. Do powieści wprowadzam jako postać drugoplanową ojca mojej matki. Dziadek był Austriakiem, ale po ślubie z Polką i podjęciu interesów w Polsce, spolonizował się; otrzymał też polskie obywatelstwo. W godzinie próby, kiedy zaczęła się okupacja, nie podpisał niemieckiej Reichslisty. Oświadczył, że nie jest Austriakiem tylko Polakiem. W świetle hitlerowskich ustaw było to zbrodnia, karana śmiercią. Na szczęście, stać go było na to, żeby przez całą okupację płacić łapówki kolejnym szefom Gestapo i starostom powiatowym.

W powieści pojawią się też postaci historyczne, które znalazły się blisko mojej rodziny: przyszły wicepremier, inżynier Eugeniusz Kwiatkowski, czy przemysłowiec, chemik doktor Leon Luster – założyciel firmy kosmetycznej „Miraculum”, który mógł uciec z Polski na początku okupacji, ale wolał zostać i w 1942 r. jako Żyd poniósł śmierć.

Mam jeszcze w planie monografię naukową, historię Wielkiej Loży Narodowej Polski od jej powstania 11 września 1920 r. przez samorozwiązanie w 1938 r., i dalej „życie pozagrobowe” w formie dwóch lóż o tym samym mianie: „Copernik” w Paryżu i „Kopernik” w Warszawie. Aż do jej reaktywowania w 1991 roku.

Mam, jak widać, ambitne plany; boję się tylko, że nie zdążę ich zrealizować, ale będę się przynajmniej starał.

Pozwolę sobie wyrazić nadzieję, że Pan Profesor zrealizuje te plany i napisze jeszcze więcej. Bardzo dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Bogusław Mazur