Jeśli miałabym wymienić pojęcie odmieniane dziś we wszystkich możliwych przypadkach to byłaby to „ekologia”. W każdym sklepie biją w nas slogany o ekologiczności produktów – z powodu składników, opakowania czy bez powodu, tzn. powód jest – pieniądze, bo ekologiczne sprzedaje się po prostu lepiej – przekonuje na łamach magazynu Home&Market Urszula Jóźwiak, prezes Fundacji im. XBW Ignacego Krasickiego.

Dbanie o środowisko stało się dziś „trendy”. To zwrot obecny w wystąpieniach polityków, ekspertów i celebrytów. Niestety, jak to z modnymi słowami bywa używane są często na lewo i prawo – bez większego zastanowienia, a przez to tracą one na znaczeniu. Przez bycie modną – ekologia stała się chwytem marketingowym. Bo czym są zachowania proekologiczne, jeśli nie dbałością o przyszłość naszej planety i długofalowym przewidywaniem skutków naszych działań? Zaczynając od segregacji śmieci, nieużywaniem foliowych torebek (dziś w większości supermarketów można już kupić wielorazowe torebki na pieczywo czy owoce i warzywa), wybierając samochody elektryczne lub korzystając więcej z komunikacji publicznej – inwestujemy nie tylko w naturę, ale przede wszystkim w przyszłość naszych dzieci.

Wbrew pozorom każda nasza decyzja może mieć wpływ na środowisko – zaczynając od wyboru szczoteczki do zębów, zakupu u lokalnego sprzedawcy, na wyborze domu kończąc. Dbałość o środowisko stała się kolejną wartością decydującą o skłonieniu konsumenta do zakupu danego produktu czy usługi. Widać to doskonale w branży mieszkaniowej. Z reklam uderzają w nas slogany o zielonych osiedlach, mieszkaniach w lesie i tym podobnych. A czy rzeczywiście są ekologiczne? Albo inaczej; kiedy możemy powiedzieć, że deweloper buduje w sposób ekologiczny? Bo przecież posadzenie kilku drzew nie może o tym świadczyć, a tym bardziej budowa w okolicach terenów leśnych.

Standardem ekologicznych inwestycji stają się dziś fotowoltaika, energooszczędne oświetlenie, wykorzystanie nietoksycznych materiałów, a nawet stacje uzdatniania wody. Ale poza tym jak, ważne jest także gdzie się buduje. Na przykład budowa osiedla na terenach leśnych, a więc zniszczenie części lasu dla postawienia kilku budynków nie będzie na pewno przejawem ekologicznej inwestycji. Co innego, jeśli mówimy o przywróceniu dawnej świetności miejsc, wykorzystywanych niegdyś przez człowieka (np. starych fabryk), a dziś popadających w zapomnienie. A takich inwestycji jest całkiem sporo w Europie. Przykładem jest choćby była baza marynarki wojennej w Lorient we Francji. Budynki zwolnione przez wojsko, w tym również bunkry dla okrętów podwodnych, wyremontowano i przystosowano na potrzeby mieszkalne i usługowe, oczywiście z zachowanie infrastruktury i w zgodzie z ich naturalnym otoczeniem.

Niestety w Polsce nie mamy jeszcze wielkich osiągnięć w tym zakresie. Możemy oczywiście wymienić dawną radziecką bazę wojskową w Bornem Sulinowie, której zabudowania zostały zagospodarowane przez obiekty użyteczności publicznej, ale wciąż znaczna część nieruchomości jest niewykorzystana. W stolicy także mamy kilka przykładów wartych odnotowania, choć może mniejszych. Jest choćby Ferio Wawer, gdzie dawne hale przedwojennej fabryki Szpotańskiego zostały zaadaptowane na potrzeby centra handlowego przy aprobacie konserwatora zabytków i mieszkańców, czy Hala Targowa „Koszyki” z początku XX w. która dziś, po rewitalizacji, przeżywa prawdziwy renesans.

Jesteśmy też przyzwyczajeni do faktu, że podobne rewitalizacje mają sens tylko w mieście. Warto spojrzeć jednak szerzej. W lasach wokół stolicy znajdują się pozostałości dawnych carskich koszar z lat zaborów, a mimo to świetnie zachowane. Podobnie jeśli chodzi o dużo młodsze, powojenne jednostki wojskowe które, choć nie mają tyle uroku co carskie koszary, to stanowią pole do popisu dla architektów i projektantów zieleni. Fakt, to nie są tanie i proste inwestycje, ale ich wartość jest bezcenna.

Miejmy nadzieję, że takich ekologicznych inwestycji będzie więcej, bo nie tylko przywracają do łask zapomniane tereny, ale także są po prostu piękne.

źródło: Home&Market