Klasyczny kryminał, a może dwudziestolecie międzywojenne w klimacie polskiego dzikiego zachodu? Dystrybutorzy przygotowali dla stęsknionych widzów kilka interesujących, filmowych propozycji. Dwie z nich są szczególnym dowodem na to, że polskie kino nie tylko nie stoi w miejscu, ale nieustannie się rozwija, sięgając po nowe rozwiązania i niezgłębione przez twórców do tej pory, nietypowe dla niego, gatunki.
Polski kryminał w stylu Agathy Christie? Brzmi trochę jak oksymoron, a szkoda! Kryminały, a niestety również (nie wiadomo do końca dlaczego) kino gatunkowe jako takie – delikatnie mówiąc nie jest domeną naszego kina, a widzowie rzadko mogą liczyć na niezobowiązującą, a jednocześnie inteligentną, rozrywkę. Na szczęście, polscy filmowcy stają się jednak coraz odważniejsi – i stawiają na gatunki, których zaledwie dotknięcie postrzegane jest jako ryzyko i skazywanie się tym samym na sromotną porażkę.
„W jak morderstwo” Piotra Mularuka to według zapowiedzi twórców trzymający w napięciu kryminał typu „kto zabił” i wdzięczna komedia w jednym. Historia oparta jest na kryminalnej powieści Katarzyny Stachowicz-Gacek pod tym samym tytułem. Autorka jest również współautorką scenariusza. Spokojną Podkową Leśną wstrząsa morderstwo. Ciało ofiary, młodej kobiety, znajduje Magda (Anna Smołowik) – stereotypowa „kura domowa”, z zamiłowania nałogowa czytelniczka kryminałów, których prawidła ma w małym palcu. Do śledztwa zostaje przydzielony nieporadny komisarz (Paweł Domagała), który nie dość, że pozbawiony jest detektywistycznego zmysłu, to jeszcze… mdleje na widok krwi. Razem tworzą jednak parę detektywów idealnych, prowokując oczywiście szereg zabawnych sytuacji. Co wyniknie z tej współpracy i czy uda im się wspólnie rozwikłać zagadkę?
„Niepolsko” brzmiąca komedia kryminalna to nie jedyna niespodzianka od polskich filmowców, które czekają teraz na nas na ekranach polskich kin. Widzowie mają do wyboru również… polski western, w którym dziki zachód z powodzeniem zastąpiło pogranicze polsko-sowieckie przełomu lat 20. i 30. XX wieku, czyli – długo wyczekiwaną „Magnezję” Macieja Bochniaka. Kule z rewolweru latają w powietrzu, trup również ściele się gęsto, a na czele przestępczego klanu staje… kobieta (w tej roli rewelacyjna Maja Ostaszewska). Mieliśmy co prawda nasz polski dziki zachód już w latach 60. w filmie „Prawo i pięść” na „ziemiach odzyskanych”, ale teraz twórcy zdecydowanie poszli o więcej niż jeden krok dalej – dając spragnionym wrażeń kinomanom szaloną, zrealizowaną z rozmachem i nieodłącznym humorem opowieść, której nie powstydziliby się nawet bracia Coen.
Najnowsze komentarze