Tej rocznicy już prawie nikt nie obchodzi. Ta data jest dziś przemilczana na wszystkich stronach areny politycznej i zepchnięta w cień zapomnienia. Nawet prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski zniósł ją z nazewnictwa miasta i zmienił ulicę 17 Stycznia na ulicę KOR. A przecież ta data jest tak ważna dla stolicy Polski.
Ewa Kielak-Ciemniewska, redaktor naczelna „Stolicy”
17 stycznia 1945 r. po wkroczeniu żołnierzy 1 Armii Wojska Polskiego wraz z Armią Czerwoną zakończyła się prawie sześcioletnia niemiecka okupacja miasta, tak bardzo bolesna i rozpaczliwa dla mieszkańców i tak tragiczna w skutkach dla Warszawy. „Każdego mieszkańca należy zabić, nie wolno brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony zastraszający przykład dla całej Europy” – to słowa z rozkazu Hitlera po wybuchu Powstania Warszawskiego, a po jego upadku kolejny rozkaz: „[…] to miasto ma całkowicie zniknąć z powierzchni ziemi […] kamień na kamieniu nie powinien zostać, wszystkie budynki należy zburzyć do fundamentów […]”.
Żołnierze w niemieckich mundurach skrupulatnie wykonywali rozkazy. Przez ponad 100 dni, od zakończenia walk z powstańcami i wypędzeniu mieszkańców miasta, w celowy, systematyczny i bestialski sposób hitlerowcy grabili, wysadzali i palili dom po domu, pałac po pałacu, kościół po kościele – obiekty, które ostały się po Powstaniu Warszawskim. Grabili zgodnie z administracyjnymi wytycznymi w sposób zorganizowany – pustoszyli pałace, wywozili dzieła sztuki, zbiory muzealne, archiwalne i biblioteczne. Ale też szabrowali na własną rękę. Jak pisze we wspomnieniach Bohdan Korzeniewski, jeszcze w czasie trwania walk powstańczych „wszędzie wałęsali się niemieccy żołnierze, którzy sobie wybierali łupy. Raz po raz, to tu, to ówdzie zajeżdżały ciężarowe samochody wojskowe, które zapełniano walizkami wypychanymi początkowo przez oficerów tylko, później i przez żołnierzy. Każdy z ich co parę dni wysyłał sześć do dziesięciu walizek…”.
Dzień ten też jest symboliczną datą powrotu warszawiaków na lewy brzeg miasta – do ruin i zgliszcz, które pozostawili hitlerowcy. Powrotu wymęczonych wojną, wybiedzonych, wygłodniałych ludzi do swoich mieszkań, których nie było, bo zostały wyburzone, wypalone, a te resztki murów, które się ostały, straszyły zniszczeniem i ogołoceniem. Było zimno, Wisła zamarzła, po skutej lodem rzece „powoli poruszał się długi ludzki wąż, który wytapiał w lodzie brązową mokrą ścieżkę. Stojący po obu stronach przejścia saperzy przesuwali ją wtedy o parę metrów. Ścieżka trafiała na Ludną i dalej, na Książęcą. Była wydeptana w śniegu, a po obu jej stronach co kawałek stały groźne «tablice»: TEREN ZAMINOWANY, UWAGA MINY, ZEJŚCIE GROZI ŚMIERCIĄ […]”. Wracali, jak Augustyn Dobiecki, którego wspomnienie tu przywołaliśmy, i pozostawali w tych ruinach. Bez wody, elektryczności, ogrzewania. Mimo lęku przed rozbojami, napadami i grabieżą, do których często dochodziło nocami w nieoświetlonym mieście, wśród ruin i poszczerbionych ścian bez drzwi i okien. Mimo wszystko zostawali. Organizowali życie swoje i miasta na nowo. Rozpoczęli ODBUDOWĘ WARSZAWY.
Cud odbudowy zawdzięczamy ludziom, którzy powrócili do tego co zostało z Warszawy, ich wytrwałości, uporowi, hartowi ducha i entuzjazmowi. Przywołajmy znów wspomnienia Augustyna Dobieckiego: „Nikt, kto osobiście nie przeżył, nie jest w stanie nawet po części zrozumieć, jaka to była radość, jaki entuzjazm, jakie szczęście, że nie ma już przeklętego szwaba, że mamy swobodę poruszania się, że możemy wrócić do siebie. Że nie ma już godziny policyjnej, nie ma żandarmów, nie wpadniemy w „ łapankę”, nie zobaczymy publicznej egzekucji. Skończyło się pięć lat niemieckiego zniewolenia, czerwonych plakatów, komunikatów głoszonych przez «szczekaczki». Radość. Taka normalna, wielka, spontaniczna radość z powrotu dominowała nad wszystkimi realiami. Cieszyliśmy się ze wszystkiego. Z zachowanej piwnicy i ocalałych fragmentów mieszkania, mimo tego, że były one często ograbione i wyszabrowane. Z pierwszego chleba upieczonego w piekarni przy Grójeckiej 3 już w trzy dni po oswobodzeniu miasta. Z pierwszego seansu w kinie Polonia. Z przywrócenia odjazdów kolejki EKD na Nowogrodzką i powrotu kolejki wilanowskiej na Belwederską. A przede wszystkim z decyzji władz o tym, że Warszawa pomimo wszystko i przeciw wszystkim niemieckim intencjom – pozostanie stolicą kraju i będzie odbudowana”.
Entuzjazm, z jakim przywracano życie umarłemu miastu, wzbudzał podziw i uznanie wszystkich, którzy mieli okazję to widzieć, co potwierdzają relacje korespondentów zagranicznych. Zostawmy indywidualne wspomnienia i przejdźmy do zapisanych faktów i obliczeń ówczesnych statystyków warszawskich. W maju w stosunku do stycznia 1945 r. liczba mieszkańców miasta się podwoiła – wzrosła do 370 tys., z czego 185,5 tys. żyło w lewobrzeżnej Warszawie. W grudniu na lewym brzegu ich liczba to już 271 648. W niespełna trzy miesiące, do 14 kwietnia 1945 r., warszawiacy oczyścili z gruzów 65 km ulic i chodników, a saperzy zebrali ponad 19 300 różnego rodzaju pocisków i min. Od stycznia do grudnia długość sprawnej sieci wodociągowej wzrosła z 8 km do 352,8 km, a liczba podłączonych do niej domów z 112 do 4619. Wraz z życiem ruszyła działalność edukacyjna, w lutym otwarto pierwszą szkołę podstawową w lewobrzeżnej Warszawie, przy ulicy Czerniakowskiej, w marcu ruszyły wykłady w Wyższej Szkole Handlowej, a w maju w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, w kwietniu wznowiła Elektrownia Warszawska na Powiślu. Drugiego dnia czerwca uruchomiono stację filtrów, a 25 czerwca Gazownia Warszawska wznowiła dostawę gazu. Do końca tegoż miesiąca naprawiono 25 km torów tramwajowych, wysortowano 7 mln sztuk cegieł do użytku i zebrano ponad 757 ton stali. W październiku na terenie całego miasta paliły się 384 lampy uliczne, co stanowiło zaledwie 5 procent stanu przedwojennego.
Na rzecz odgruzowywania i przywracania miasta do życia pracowali wszyscy warszawiacy, początkowo często bez zapłaty, tylko za wyżywienie w stołówkach, które powstawały błyskawicznie. Pracę rozpoczęły szkoły (18 gimnazjów i 16 liceów do końca 1945 r.), przedszkola, służba zdrowia – otwierano przychodnie (78) i szpitale (12). Kwitł handel uliczny, w parterach zniszczonych domów powstawały sklepy (1246), lokale gastronomiczne, odradzało się rzemiosło, piekarnie (140), grać zaczęły teatry, najpierw na Pradze, potem przy ul. Marszałkowskiej 81 Teatr Młodej Warszawy, a w grudniu Opera Warszawska przy ul. Marszałkowskiej 8.
A przecież tego miasta miało nie być…
Przywrócenie do świadomości społecznej daty 17 stycznia 1945 r. to przywrócenie pamięci nie tylko o tych, co zginęli na przedpolach miasta, lecz również o tych, którzy tego dnia rozpoczęli powrót do morza gruzów i zainicjowali odbudowę Warszawy. Dla siebie i dla nas.
Korzystałam z: A. Dobiecki, Moja Warszawa w czasach odbudowy, wyd. nakładem własnym, czerwiec 2017; Bohdan Korzeniewski Było, minęło…Wspomnienia, PIW, 2020; materiały archiwalne Warszawskiego Towarzystwa Statystycznego za „Stolica”, 2012, nr 1-2, a także 2015, nr 1-2 (wyd. specjalne)
Najnowsze komentarze