Pandemia koronawirusa to nie tylko statystyki – to tragedie mające konkretne twarze i nazwiska. W tym przypadku człowieka, który zbudował z przyjaciółmi prawdziwą instytucję kultury. Bowiem Wielka Litera – tak, jak przedwojenny polski Rój, jak francuskie Éditions Gallimard – nie mieści się w prostej definicji oficyny wydawniczej. To raczej środowisko, twórczy tygiel, literacka kuźnia. Przed przyjaciółmi i współpracownikami zmarłego Pawła Szweda stoi wielkie zadanie, by takiego charakteru nie straciła.

„Zamienił tych kilka pokoi swojego wydawnictwa w dom dla pisarzy. Szczęśliwą wyspę w mieście” – lapidarnie rzecz ujął Marek Bieńczyk w „Tygodniku Powszechnym”. „Miał nosa do ludzi i tekstów” – to Marcin Meller.

Przez dziesięć lat Paweł Szwed zbudował od podstaw wydawnictwo, które zyskało na rynku bardzo wysoką markę. I ze względu na edytorską stronę wydawanych pozycji, i z powodu doborowego grona autorów, którzy zdecydowali się na współpracę z Wielką Literą. A każde nazwisko z tego grona stanowi markę samo w sobie: Eustachy Rylski, Inga Iwasiów, Jerzy Pilch… Niektórzy z nich także odeszli w ostatnim czasie.

Lubimy czytać opowieści o sukcesie zbudowanym od podstaw, za którym stała znakomita intuicja, łut szczęścia, palec Boży. Zwykle jednak (nie dezawuując znaczenia i szczęścia, i wyczucia, i przychylności Losu bądź Niebios, jak kto woli) fundamentem sukcesu są wiedza i doświadczenie. Paweł Szwed, zanim zdecydował się na założenie własnego wydawnictwa, był redaktorem naczelnym Świata Książki. To z jego inicjatywy wyszła słynna biografia Ryszarda Kapuścińskiego pióra Artura Domosławskiego. Media przykleiły jej łatkę „kontrowersyjnej” – jako, że w Polsce każda książka, która narusza kanon narodowych, literackich czy artystycznych świętości, nieważne, z jakich pozycji światopoglądowych i z jakich przyczyn, z automatu zyskuje miano kontrowersyjnej. Może dlatego, że skłania do myślenia i dyskusji.

Twórcy Wielkiej Litery chcieli, by wydawane przez nich pozycje skłaniały właśnie do refleksji i budziły emocje. Zostawiały wyrazisty smak i zapadały w pamięć. Okazało się, że aby zbudować solidną wydawniczą markę, nie trzeba iść na kompromisy, schlebiać masowym gustom. Trzeba za to wybrać własną drogę, budować nie w oparciu o czysto biznesowe kalkulacje, lecz miłość do literatury. Mówi się – słusznie – że ktoś, kto nie kocha sztuki, nie rozumie jej, nigdy nie zbuduje wartościowej kolekcji, choćby miał do dyspozycji wielkie fundusze. Co najwyżej zgromadzi zbiór przedmiotów, bez duszy i myśli przewodniej. Podobnie jest z wydawaniem książek.

W osobie Pawła Szweda odszedł człowiek niezwykle dla kultury polskiej zasłużony. Bo dzięki takim, jak on, wartościowa twórczość ma szansę trafić do szerokich kręgów. Bo tacy, jak on, budzą pożyteczną modę na ambitne lektury. Choć pozostają siłą rzeczy w cieniu znanych pisarzy, reportażystów, eseistów. Ale to oni, po śmierci współtwórcy Wielkiej Litery, oddali mu hołd. Zasłużony ze wszech miar.